Coraz więcej osób pracuje za darmo. Bezpłatne usługi w świadczą już nie tylko osoby bez kwalifikacji czy zatrudnione bez umów, ale również świetnie wyszkoleni pracownicy z wyższym wykształceniem, studenci, którzy dopiero zdobywają doświadczenie zawodowe, osoby starsze, które nie osiągnęły jeszcze wieku emerytalnego, czy napływowi pracownicy zza naszej wschodniej granicy, informuje „Dziennik Gazeta Prawna”.
Jak podaje gazeta, pracodawcy wykorzystują bardzo wiele sytuacji, aby nie przyznać wynagrodzenia za pracę. Organizują kilkudniowe bezpłatne szkolenia przysposabiające do pracy na określonym stanowisku, nie wliczają w czas pracy obowiązków, które pracownicy wykonują w domu. Często nie przyznają dodatkowego wynagrodzenia za nadgodziny, nie widzą nic złego w nieodpłatnym odpisywaniu na maile i odbieraniu telefonów przez pracowników poza wyznaczonym czasem pracy.
Najczęściej spotykaną formą pozyskania darmowego pracownika są staże i praktyki. Z wielu przeprowadzonych badań wynika, że ponad połowa studentów ma za sobą bezpłatny staż, a ogromna większość przyznaje, że za swoją pracę, nawet, jeśli to tylko kilkutygodniowa praktyka, chciałoby otrzymać wynagrodzenie. Jak powszechnie wiadomo, nie zdarza się to często, a pracodawcy nie płacą stażystom i praktykantom.
– Na pewno należy podkreślić w przepisach edukacyjną rolę stażu oraz zadbać o wprowadzenie nadzoru nad jego realizacją. Okres jego realizowania powinien być wliczany do 36-miesięcznego limitu zatrudnienia terminowego (włącznie z okresem próbnym), którego wprowadzenie zakłada rządowy projekt nowelizacji kodeksu pracy – mówi cytowana w gazecie Barbara Surdykowska, ekspert NSZZ „Solidarność”.
Pracodawcy wykorzystują tzw. okresy próbne. W ten sposób sprawdza się przydatność pracownika do zawodu, oczywiście nieodpłatnie. Powszechny jest także tzw. syndrom pierwszej dniówki, czyli sytuacja, w której pracodawca nie potwierdza zawarcia umowy z pracownikiem (wg. przepisów ma na to czas najpóźniej do dnia, w którym zatrudniony rozpoczyna pracę) i w razie kontroli PIP-u twierdzi, że to pierwszy dzień zatrudnionego w pracy.
– Takie patologie mogłaby ukrócić prosta zmiana przepisów. Wystarczyłoby, aby kodeks pracy stanowił, że zawarcie umowy potwierdza się na piśmie przed dopuszczeniem do świadczenia obowiązków. Takie rozwiązanie przewidywał poselski projekt nowelizacji kodeksu pracy, który jednak nie uzyskał poparcia koalicji rządzącej – zauważa Barbara Surdykowska.
Najczęstszym sposobem wykorzystywania pracy jest jednak niewypłacanie należnych pensji przez pracodawców. Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, kontrole Państwowej Inspekcji Pracy wykryły aż 83 tys. takich przypadków, a suma niewypłaconych pensji wyniosła ponad 170 milionów złotych.
Notoryczne nadużycia względem pracowników zza wschodniej granicy, których legalnie przebywa w Polsce ok. 30 tys. to niedotrzymywanie umów dotyczących wysokości zarobków i czasu pracy, brak przerw i dni wolnych od pracy, głodowe stawki. Często nie podpisuje się z nimi żadnych umów, wykorzystując ich niewiedzę, nieznajomość języka czy biedę i strach.
Zdarza się też zatrudnianie osób w charakterze wolontariuszy, aby uniknąć odprowadzania podatku i składek ubezpieczeniowych za ich pracę.
Ok. 60 proc. wszystkich pracowników przyznaje, że przynajmniej raz z własnej woli i nieodpłatne wykonywali obowiązki, za które powinno przysługiwać im wynagrodzenie.
mm/aja